„Życie w pandemii przynosi różne pomysły. Mnie przyszło do głowy, by nadawać drugie życie jedwabnym ubraniom, nie wzbudzającym już pożądania. Każda taka rzecz ma w sobie jakąś historię. Często zastanawiam się komu i w jakich momentach życia mogła służyć. Mam słabość do dobrej jakości rzeczy. Żal mi, gdy leżą gdzieś nieużywane, kiedy świat zalewa masa kiepskiej jakości ciuchów. Wkurza mnie nadprodukcja. Nie chciałabym pozostawić po sobie ton śmieci i myślę, że dla wielu z Was ten temat jest ważny. Dlatego szycie pięknych akcesoriów z tego co już jest i ma świetną jakość to strzał w dziesiątkę! To, że opaska była kiedyś czyjąś bluzką nie ujmuje jej piękna. Cieszę się, że dana rzecz zyskuje drugie życie i sprawia komuś radość. Produkty, które szyję są najczęściej w pojedynczych egzemplarzach. Kobieta, która dostaje paczkę od Silky Bloom może poczuć się wyjątkowo, bo prawdopodobnie nikt nie posiada identycznej gumki czy opaski. Pakuję produkty w ekologiczne opakowania. Jeśli mogę nie niszczyć planety bardziej niż jest, to chcę to robić!” Agnieszka Gęborys
Strona internetowa: https://silkybloom.pl/
Facebook: https://www.facebook.com/silkybloomupcycling/
Instagram: https://www.instagram.com/silky__bloom/
Twoja marka nosi nazwę „Silky Bloom”. Dlaczego postawiłaś na taką nazwę?
Jeśli chodzi o nazwę marki to powstała w domu „burza mózgów” i każdy w rodzinie miał jakiś pomysł. Nie mogliśmy jednak dojść do porozumienia, było nawet kilka sprzeczek czyja nazwa jest „lepsza”.
Od początku wiedziałam, że musi się wiązać z czymś delikatnym, eterycznym, a przede wszystkim kobiecym. No i byłam pewna, że moje produkty będą tworzone głównie z jedwabiu.
Pomysł na nazwę w końcu przyszedł i to w najmniej oczekiwanym momencie, a mianowicie podczas sprzątania mieszkania w sobotnie przedpołudnie. Chyba tak jest, że czasem różne rzeczy przychodzą do nas niespodziewanie, w najmniej podejrzewanym momencie.
Jaka jest specjalizacja Twojej marki? Co znajdziemy w Twojej ofercie?
W ofercie marki można znaleźć przede wszystkim akcesoria do włosów szyte z jedwabiu. Są to gumki, opaski do włosów, turbany i broszki, a nawet jedwabne krawatki. W sezonie zimowym to kaszmirowe i wełniane czapki, opaski i mitenki. Wszystkie produkty szyte są w duchu zero waste. Stawiamy na upcycling , a więc nasza opaska była kiedyś bluzką cioci Krysi albo jedwabną sukienką babci Ali. Czapka lub mitenki powstają z kaszmirowego swetra, którego ktoś już nie chciał. Dajemy drugie życie niechcianym ubraniom o świetnych składach i po przejściu „reinkarnacji” żyją (głównie) na głowach kobiet.
Od niedawna szyjemy także torby z psiakami i kotami. Psy to moja absolutna miłość i z wielką chęcią zabrałam się za produkt dla miłośników zwierząt, bo ludzi zakręconych na punkcie swojego psa jest więcej. A u nas można zamówić torbę z wybraną rasą i dowolnie ją modyfikować. Chętnie spełniamy rozmaite życzenia. Klientki przysyłają później zdjęcia torby i psa, co jest bardzo miłym gestem.
Co się przyczyniło do stworzenia własnej marki? Dlaczego akurat taka dziedzina?
Jestem z zawodu nauczycielką. Kiedy zamknięto nas w domach w czasie pandemii, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Trudno było odnaleźć się w nowych warunkach, bez kontaktu z ludźmi, bez gwaru i codziennego pośpiechu. Lubię wyzwania i jak dużo się dzieje. W mojej głowie nagle powstała jakaś niezagospodarowana „przestrzeń”.
Od dawna miałam ochotę na coś „swojego”, ale w codziennym pośpiechu brakowało czasu, by tak naprawdę dopuścić te myśli na serio. Myślę, że to właśnie czas izolacji, w jakim wszyscy się znaleźliśmy pozwolił, by ta myśl przyszła, zrodziła pomysł, który powoli zaczął kiełkować. A, że jestem kobietą, która lubi myśli wcielać w czyny, to po chwili namysłu postanowiłam działać. Nie chciałam na pewno kolejnej firmy, która szyje kobiece dodatki po prostu z beli materiału. Jest mnóstwo takich firm i rynek jest nasycony.
Ważnym aspektem mojego życia jest ekologia. Smuci mnie widok zalegających na wysypiskach ubrań z poprzednich kolekcji, które się nie sprzedały. Jesteśmy zalani ubraniami i dodatkami z sieciówek. To droga donikąd. Ja nie chcę brać w tym udziału. Od dawna staram się nie kupować w sieciówkach. Jest tyle używanych ubrań świetniej jakości, znacznie lepszych niż nowe ciuchy z sieciówek. Dlaczego nie dać im szansy? Grzechem jest wyrzucanie jedwabnych sukienek, czy swetrów z kaszmiru lub merino i zastępowanie ich poliestrem! Pomyślałam więc „Hej, czy tylko dlatego, że coś posiada małą dziurkę, ale z to naprawdę luksusowy skład, ma trafić do kosza?
Mam świra na punkcie czytania składów, zarówno w sklepie spożywczym, jak i odzieżowym. Gdy widzę w składzie: jedwab, kaszmir, merino, wełnę to oczy mi się śmieją. Mam też świadomość, że nie każda kobieta może sobie pozwolić na zakup ubrań, czy dodatków o takich składach, bo po prostu są bardzo drogie. Dlatego oferta mojej firmy jest świetnym rozwiązaniem. Otrzymujesz produkt premium, szyty ręcznie w Polsce, najczęściej w pojedynczym egzemplarzu i nie płacisz za to milionów monet. Dodatkową wartością jest świadomość, że dałaś drugie życie danej rzeczy i dzięki temu, że nosisz naszą opaskę, nie została ona wyrzucona.
Czy masz jakieś motto, którym posługujesz się podczas prowadzenia marki? Jeśli tak to jakie i dlaczego takie?
„Jeśli możesz dać coś siebie światu, nawet bardzo malutkiego i sprawić, by zmieniał się na lepsze, zrób to! To jest tak jak z psem ze schroniska. Adoptując jednego psa nie zmienisz całego świata, ale zmienisz świat tego psa”.
Zdradź nam swój bestseller. Co jest w nim takiego wyjątkowego, że mianujesz go bestsellerem?
Hitem jest opaska warkocz. Być może dlatego, że nie jest ona bardzo powszechna. Świetnie wygląda na głowie i można ją nosić zarówno do biura, jak i na zakupy. Pasuje do wielu stylizacji i ratuje fryzurę, kiedy masz tzw. „bad hair day”.
Czym wyróżniają się Twoje produkty na tle konkurencji?
Przede wszystkim prawie każdy produkt u nas to pojedynczy egzemplarz. Kobieta może poczuć się wyjątkowo, bo tylko ona posiada daną rzecz. Często szyjemy opaski wg pomysłu klientki. Nasi kupujący po prostu mają szansę współtworzyć swoją opaskę z nami.
Z jakich surowców tworzysz swoje produkty?
Wszystko, co powstaje jest szyte albo z używanych rzeczy o super składach albo z resztek. Pozyskujemy skrawki tkanin od firm i z nich szyjemy nasze akcesoria i torby.
Motyw zwierząt wykonywany jest ze skóry lub futra. Są to stare futra lub kurtki, które nie nadają się do użytkowania. Tak jak nie jestem zwolenniczką naturalnych futer i nigdy bym go sobie nie kupiła, tak uważam, że lepszym wyjściem niż wyrzucenie go, jest przerobienie i sprawienie, że stanie się użytkowane w takiej formie.
Stawiamy na naturalne składy! Nie szyjemy z poliestru. Nie znajdziesz w naszej ofercie akrylowej czapki.
W jakim kierunku chcesz rozwijać swoją markę? Jakie masz plany na przyszłość?
Wierzę, że upcycling to przyszłość. Zmienia się świadomość klientek jeśli chodzi o zakupy. Musimy coś zrobić, bo z drogi, na której się wszyscy znaleźliśmy nie ma już wyjścia. Jeśli nie sprzeciwimy się nadprodukcji, to co pozostawimy naszym dzieciom? Cudownie, że powstają małe polskie marki, szyjące w niewielkich ilościach. Fajnie gdyby były doceniane w naszym kraju i mogły się rozwijać. Niestety ostatnie zmiany nie powodują, że tak jest.
Szycie z upcyclingu jest o wiele bardziej czasochłonne niż z materiału na metry. Nie raz trzeba daną rzecz rozłożyć na czynniki pierwsze, pruć, obliczyć ile tkaniny wystarczy na co. Nie mówiąc już o wcześniejszym wyszukaniu tych rzeczy i poddaniu ich też zabiegom czyszczenia, suszenia czy parowania.
Mimo wszystko, chcę szyć w obiegu zamkniętym, bo sprawia mi satysfakcję, że w choć niewielkim stopniu mogę się sprzeciwić nadprodukcji. I odczuwam ogromną radość, że są klientki , które wręcz wolą kupić coś z upcyclingu niż zupełnie nowego. Cieszy mnie to, że rośnie świadomość.
Do kogo są dedykowane twoje produkty? Dlaczego taka grupa odbiorców?
Moje produkty są dedykowanie kobietom, które są świadome swoich wyborów. Wiedzą, dlaczego chcą kupić rzecz z upcyclingu. Są to bardzo fajne i mądre babki, z wieloma mam świetny kontakt wykraczający poza relację czysto biznesową. Często to ja się od nich uczę lub podsuwają mi pomysły. To właśnie od kobiet dostałam dużego kopa do działania.
Powiedz nam, co jest dla Ciebie najważniejsze w rozwijaniu własnej marki, aby funkcjonowała na najwyższym poziomie?
Jestem mikrofirmą, a więc nie mam działu marketingu, ani też dużych funduszy na te cele, a są ogromnie ważne. Wszystko w firmie robię sama. Jestem więc multizadaniowa, co bywa męczące. Często korzystam z rad osób, które zajmują się prowadzeniem mediów społecznościowych, ale wiem, że mam w tej materii jeszcze dużo do zrobienia.
Wiem, że mój biznes jest nieco specyficzny, bo każda rzecz jest w pojedynczym wydaniu i zdarza się, że już jej nie ma zanim post się porządnie rozhula. Chciałabym tak rozwinąć biznes, by w końcu mieć kogoś do pomocy. Myślę jednak, że na to wciąż za wcześnie.
Skąd czerpiesz inspiracje twórcze w rozwijaniu własnej marki?
Jak każdy twórca, mam różne momenty. Czasem jest tak, ze gdy bardzo chcesz dostać ”wenę” masz totalną blokadę w głowie. Gdy przestajesz intensywnie o czymś myśleć, nagle idąc z psem po lecie, dostajesz olśnienia. Szybko zapisujesz tę myśl (najczęściej w telefonie, bo przecież nikt nie chodzi do lasu z notesem i długopisem), wracasz i zaczynasz działać. Często bodziec pojawia się też, gdy masz w ręce daną rzecz i jakoś intuicyjnie czujesz, że powinnaś dać jej nowe przeznaczenie.
Fascynuje mnie to, że wszystko ma jakąś historię. Na przykład sukienka z jedwabiu w butelkowej zieleni mogła kiedyś być ważnym elementem życiowego wydarzenia jakiejś kobiety, może szła w niej na randkę albo jakąś uroczystość rodzinną? A po latach to ja daję jej kolejną szansę. Jest w tym coś magicznego, mega mnie to inspiruje.
Wywiad z Agnieszką Gęborys przeprowadziła Weronika Łopacińska.
Markę Silky Bloom znajdziecie: